Jak bumerang na bloga wraca temat moich włosów bo co tu dużo ukrywać faktycznie odbiegają od ideału. Był taki czas kilka miesięcy temu gdy po wizycie u fryzjera i zdecydowanym obcięciu faktycznie było lepiej , no ale cóż kolejne farbowania, częste używanie prostownicy i suszarki doprowadziły do tego, że wróciłam do punktu wyjścia.
Suche łamliwe, bez połysku i zniszczone. Moje włosy.
Tym razem jednak zamiast eksperymentować z różnego rodzaju kosmetykami postawiłam na produkt prima sort z ciut wyższej półki cenowej o bardzo interesującej formule i ciekawym-bogatym roślinnym składzie. PHYTOKERATINE EXTREME - keratynowy krem odbudowujący do włosów bardzo zniszczonych.
Jak sama nazwa wskazuje możemy spodziewać się kosmetyku z keratyną w składzie. Pewnie większość z Was wie czym jest keratyna dla naszych włosów dlatego tylko w kilku słowach napomknę jak ważny jest ten składnik dla stanu naszej czupryny. Otóż moi mili keratyna to główny budulec łodygi włosa, białko odpowiedzialne za jego stan, wygląd i kondycję oraz odporność na działanie różnych, szkodliwych czynników zewnętrznych.
Gdy łodyga włosa zostaje uszkodzona w jej strukturze tworzą się ubytki, które sprawiają że włosy stają się matowe, bez połysku, a ich odporność na czynniki zewnętrzne ( np. ciepło) jest znikoma.
Rolą kosmetyków z keratyną jest więc odbudowa zniszczonych wiązań i przywrócenie włosom zdrowego wyglądu.
Na samym początku mojej przygody z keratynowymi kosmetykami miałam wrażenie, że one wcale nie działają a opowieści o ich cudownym wpływie na włosy można włożyć między bajki. Dopiero gdy zagłębiłam się w temat okazało się gdzie tkwi tego przyczyna ich nieskuteczności.
Szampon i odzywka z silikonami w składzie.
Silikony oblepiając łuskę włosa niestety blokowały do niej dostęp keratyny a co za tym idzie nie pozwalały jej na jego regenerację i odbudowę. I choć pozornie włosy ładnie wyglądały, ładnie się. układały to jednak nadal im czegoś brakowało. Regeneracji. Dlatego moi mili - albo silikony albo keratyna.
Odstwiłam wiec kosmetyki z silikonami a w pielęgnacji mojej czupryny zagościł keratynowy krem firmy Phyto .
Czym jest sam krem ?
Krem jest kompilacją roślinnej keratyny złożonej z 18 biomimetycznych aminokwasów , które dokładnie naśladują naturalną strukturę keratyny włosa przenikają do jego wnętrza, wypełniając ubytki aminokwasów i zapewniając ich rekonstrukcję.Oprócz tego znajdziemy w nim nieznane mi wcześniej masło sapote ( dwa razy bardziej bogate w kwasy omega 6 niż masło shea. Ta wyjątkowa zawartość kwasów tłuszczowych sprawia, że włosy odzyskują wytrzymałość, stają się zregenerowane i głęboko odżywione) oraz olej z drzewa baobabu (który pomaga przywrócić ochronną hydrolipidową warstwę i międzykomórkowe spoiwo włókna włosa).
Jest przeznaczony do stosowania na suche włosy, ale nic nie stoi na przeszkodzie by nałożyć go również na wilgotne końcówki - składniki aktywne w nim zawarte stanowią wtedy dodatkową barierę ochronną przed takimi czynnikami jak ciepło ( jest idealny dla osób, które często suszą włosy bądź używają prostownicy krem gwarantuje ochronę do temp. 220 stopni Celcjusza ). Oczywiście kremu nie spłukujemy.
Ma bardzo fajną, lekką konsystencję. Zdecydowanie w przeciwieństwie do silikonów nie obciąża włosów a pięknie je wygładza nadając im gładkości i dyscyplinując je. Włosy po niewielkiej dawce kremu pięknie poddają się stylizacji i co jest wręcz dla mnie objawieniem - nie puszą się !
Włosy są lekkie, miękkie i delikatne. W przypadku olejów często sprawiały wrażenie niedomytych i przetłuszczonych - czasem nawet zwijały się w strąki. W przypadku kremu Phyto nic takiego się nie dzieje. Wystarczy tylko pamiętać by nakładać go od końcówek do mniej więcej połowy długości włosów i oczywiście omijać skórę głowy :)
Jest niesamowicie wydajny, wystarczy kilka pompek ( 2-3 ) na włosy średniej długości, by osiągnąć zamierzony efekt.
Można stosować codziennie. Gdzieś obiła mi się o uszy informacja,że w przypadku częstego stosowania włosy przyzwyczajają się do tego produktu i efekty już nie są tak spektakularne.W moim przypadku nic takiego nie miało miejsca - krem jak działa na początku tak samo działa i teraz.
Pachnie obłędnie! Nałożony na włosy sprawia, że długo roztaczają wokół siebie, delikatny subtelny i bardzo przyjemny zapach.
Połączenie odbudowującej mocy keratyny z regenerującą siłą masła sapote i oleju z babobabu sprawia,że zniszczone włosy odzyskują dawne piękno. Stają się mocniejsze, zregenerowane, pięknie błyszczą i wyglądają zdrowo. Zaobserwowałam również że stan nawet najbardziej zniszczonych fragmentów włosa (końcówki) uległ zdecydowanej poprawie.
I choć krem nie należy do najtańszych - polecam, bo naprawdę jest skuteczny.
Nie znam produktu, bardzo interesujący. Coś na moje włosy.
OdpowiedzUsuńTez jestem niesamowicie z niego zadowolona ��
OdpowiedzUsuńWow świetny kosmetyk, zaintrygował mnie.
OdpowiedzUsuńKosmetyki z keratyną w składzie są najlepsze dla moich włosòw. Z chęcią sięgnę ròwnież po ten kosmetyk i zrobię coś dobrego dla moich zniszczonych włosòw.
OdpowiedzUsuńDziękuję za polecenie tego produktu :)