poniedziałek, 30 stycznia 2017

Too Faced Christmas in New York - The Chocolate Shop




Otrzymałam ostatnio wyjątkową niespodziankę. Dotarł do mnie spóźniony prezent świąteczny w  postaci tego oto cuda na zdjęciu. Muszę przyznać, ze dawno nic tak bardzo mnie nie ucieszyło a gdy otwierałam to piękne pudełeczko cieszyłam się jak dziecko na myśl o wymarzonej zabawce.

Zajrzyjcie niżej i razem ze mną przekroczcie progi wyjątkowo słodkiego sklepu. Sklepu z czekoladą :) 


Marka Too faced to mistrzowie w tworzeniu uroczych i przyciągających oko kosmetyków. Cudowne opakowania, niezwykłe zapachy powodują że ma ona niezliczone grono fanek na całej kuli ziemskiej :) Wyjątkową popularnością cieszą się zwłaszcza edycje świąteczne, które cieszą oko nie tylko zawartością, ale i pięknym opakowaniem.
Świąteczna edycja w 2016 roku zabiera nas ze sobą w wyjątkową podróż do Nowego Jorku. Spacerować będziemy po luksusowej 5 Alei wśród palety barw aż dojdziemy do wyjątkowego sklepu.Sklepu z Czekoladą.




 Zestaw podzielony jest na dwie strefy.

W pierwszej znajdziemy komplet 3 miniaturek 

- baza pod cienie Insurance Eye Shadow Primer
- tusz do rzęs Better Than Sex Mascara
- szminka w płynie Melted Chocolate Liquified Long Wear Lipstick w odcieniu Milkshake.


Druga część zestawu to paletka, która skrywa 21 przeróżnych cieni do powiek oraz rozświetlacz Luminizer in Inner Light, bronzer Chocolate Soleil Bronzer, a także róż Chocolate Covered Strawberry.

Całość zapakowana jest w niezwykle ozdobne, urocze pudełeczko w kolorze pudrowego różu, które od pierwszego wejrzenia skradło moje serce. Pudełeczko wykonane jest z solidnego i twardego kartonu a paletkę cieni można swobodnie wyjmować i chować z powrotem.  

Oprócz wizualnych efektów Too Faced gwarantuje nam również doznania zapachowe : otwierając pudełeczko dookoła nas unosi się cudowny zapach .... czekolady :)



Niewątpliwie paleta cieni to gwiazda całego zestawu. Znajdziemy w niej zarówno cienie perłowe, maty jak i cienie brokatowe. Nie wypróbowałam wszystkich, zdjęć nie zrobiłam,wiec nie mam nawet swatchów ( są jednak łatwo dostępne w internecie)  ponieważ aparat w odmówił posłuszeństwa.
 

Z całą pewnością jednak mogę stwierdzić że cienie są doskonałej jakości, ładnie rozprowadzają się na oku, nie osypują się nadmiernie a ich pigmentacja jest bardziej niż zadowalająca. Świetnie współgrają ze sobą - dobór kolorów na paletce sprawia że jesteśmy w stanie wyczarować różnorodny makijaż od codziennego po wieczorowy.

Muszę powiedzieć że dołączona do zestawu baza pod cienie świetnie spełnia swoja rolę , przedłuża "żywotność" cieni na oku oraz nadaje im większej intensywności. 


Tak jak wcześniej wspomniałam oprócz cieni w paletce znajdziemy również trzy produkty do makijażu twarzy. Jest to róż, rozświetlacz i bronzer. Są doskonałym uzupełnieniem każdego makijażu. Uniwersalne odcienie, które będą pasowały do różnych typów cery.

Mają bardzo dobrą pigmentację, są dość intensywne - dlatego nie należy przesadzać z ilością nakładanego produktu, bo uzyskamy nienaturalny efekt - a tego przecież chcemy jak najbardziej uniknąć.Świetnie się je blenduje dzięki miękkiej i gładkiej konsystencji. Pięknie wykańczają cały makijaż nie uwypuklając niedoskonałości.



Kilka słów na zakończenie o samych miniaturach. Wspomniana baza pod cienie to mistrzostwo świata - dzięki niej cienie utrzymują się cały dzień na powiekach nie tracąc nic na swej intensywności. 

Szminka w tubce zakończona gąbeczką  łatwo i dość precyzyjnie się aplikuje.Ma fajną kremową konsystencję i jest również dość mocno napigmentowana, ma dobrą trwałość i pachnie ...tak zgadłyście czekoladą !Odcień chocolate milkshake - moim zdaniem bardziej zbliżony do odcienia brzoskwiniowego.

Na sam koniec jedna jedyna rzecz, która zawodzi w całym zestawie - to mascara. 
Ma grubą szczoteczkę, którą uwielbiam, ma piękny głęboki czarny kolor... ale jej jakość jest fatalna.
Skleja rzęsy , odbija się na powiekach, a po wysuszeniu niemiłosiernie osypuje się na twarzy.



Podsumowując. Paletka Too Faced to kompleksowy zestaw kosmetyków, dzięki któremu osoby które pierwszy raz będą miały styczność z marką - mogą się z nią bliżej zapoznać, a dla fanek Too Faced- kolejne cudowne pudełeczko do kolekcji. 

Dla mnie jest to przepiękny i wspaniały pomysł na prezent dla kobiety w każdym wieku. Bo która z nas nie lubi różu i czekolady ? :) 


sobota, 28 stycznia 2017

Dla mnie ... dla Ciebie .. dla każdego - czyli wedlowskie pralinki w nowym wydaniu



Miało być kosmetycznie a będzie na słodko... tak dla odmiany :)

Pewnie jak większość tu zaglądających i ja jestem ambasadorką Streetcom.
Kampanii miałam sporo,bo na portalu jestem zarejestrowana od dobrych 8 lat.
Jedne gorsze, inne lepsze a jeszcze inne jak marzenie.
Ta jest wyjątkowo... słodka :)




Streetcom jak zawsze się postarał jeżeli chodzi o opakowanie :)
Solidna , śliczna paczuszka, skrywała w sobie 3 eleganckie pudełeczka po brzegi wypełnione słodkościami -Wedlowskie desery w trzech różnych wariantach smakowych. Jesteście ciekawi jakie to warianty ? Pyszności skrywają się w wersjach : 

Classic.
Fusion.
Dark.

Każdy z wariantów skrywa w sobie dodatkowo 3 różne smaki :)



W wersji Classic znajdziemy mini wersje popularnych wedlowskich czekolad : 

 *PANNA COTA
 *TIRAMISU
 *CREME BRULEE




Wersja Fusion skrywa w swoim opakowaniu :

* COCOA&ORANGE - intensywnie kakaowy smak z nutką pomarańczy oblany mleczną czekoladą
* DULCE DE LECHE - mleczna czekolada z mlecznym kremem rozpływającym się w ustach
* CARMEL&NUTS - wspaniałe połączenie karmelu z orzechami 



Wersja Dark to również trzy smaki z tym że dla odmiany od swoich dwóch poprzedników, wszystkie czekoladki pokryte są ciemną,deserową czekoladą.


* PAVLOVA DESSERT - tradycyjna beza pavlova w połączeniu z owocami leśnymi
* LEMON TART - orzeźwiająca pralinka o smaku cytrynowej tarty
* MOUSSE&ORANGE - czekoladowy mus z lekkim posmakiem pomarańczy 



Każda pralinka smakuje wyjątkowo. Inaczej. Trudno mi się zdecydować na ulubioną ponieważ każda ma w sobie coś, czym skradła moje serce. Gdybym jednak musiała wybrać jeden jedyny najulubieńszy z ulubionych smaków byłaby to chyba Panna Cota :)


Wedlowskie Desery mają piękne opakowania - co zresztą widać na zdjęciach. Idealnie nadają się zarówno na niezobowiązujący prezent  lub miły upominek dla kogoś bliskiego. Niezmiernie miło jest też poczęstować swoich gości tymi wybornymi czekoladkami. 

Mnogość wyboru sprawia, że każdy znajdzie smak dla siebie.


Dla mnie dużym plusem jest również to, że każda czekoladka jest zapakowana osobno. Śmiało można wrzucić kilka do torebki i cieszyć się odrobiną słodyczy w każdym miejscu w którym się aktualnie znajdujemy :)  



środa, 25 stycznia 2017

RESIBO - ultranawilżajacy krem - naturalny pokarm dla skóry



Nawilżać, nawilżać i jeszcze raz nawilżać. Tak powinno brzmieć pierwsze przykazanie każdej osoby, która troszczy się o dobry stan swojej skóry. Wiadomo skóra bez odpowiedniego nawilżenia szybciej się starzeje, spada jej elastyczność, pojawiają się zmarszczki z biegiem czasu coraz bardziej widoczne.
Wiadomo odpowiednia dieta, zdrowy tryb życia, picie odpowiedniej ilości wody- to wszystko ma wpływ na to jak nasza skóra wygląda. 

Jednak niemniej ważne jest by dopasować do siebie i potrzeb swojej skóry odpowiedni krem.
 
O ile łatwo się mówi- o tyle trudniej niestety zadanie to wykonać. Jest cała masa specyfików na rynku, których już opakowania krzyczą dużymi literami "EXTRA NAWILŻENIE" a gdy się skusisz na zakup to niestety w większości przypadków okazuje się że to efekty są minimalne lub nie ma ich prawie wcale. 

Znaleźć dobry krem to nie łatwa sztuka, ale podobno kto szuka ten znajdzie - co na szczęście i mnie się udało.
Znalazłam wspaniale nawilżający krem ( choć ma też swoje wady) o cudownym, naturalnym składzie i to w dodatku rodzimej firmy .



Resibo to jak wspomniałam rodzima marka. Stworzona przez kobietę pełną pasji i miłości do kosmetyków. Produkty łączą w sobie klasyczne receptury  z surowcami pozyskanymi przy użyciu najnowszych technologii.Założycielka wychodzi z założenia, że wysoka skuteczność kosmetyków powinna iść w parze/zgodzie z otaczającą przyrodą dlatego też Resibo to kosmetyki organiczne w 96 % naturalne.  

Bardzo też podoba mi się w filozofii firmy, że stawia na jakość a nie na ilość. Jak dotąd w ofercie jest tylko siedem produktów, ale każde z nich jest odpowiednio przetestowany, dopieszczony  przez samą założycielkę firmy.



Kilka mądrych słów o samym kremie zaczerpniętych ze strony producenta. Sama nie dałabym rady ująć w tak związły sposób ile dobroci ten krem w sobie zawiera - pozwolę wiec zacytować sobie : 


"Lekki jak baza, idealny pod makijaż. Niewidzialna siateczka minerałów zabezpiecza i chroni skórę przed słońcem (SPF 10). Nie pozostawia smug. Nawilżająca kompozycja daje to, co najlepsze przez cały dzień."

"Naturalny pokarm dla skóry. Zawiera aż 14 składników nawilżających, m.in. olej arganowy, Aquaxtrem tm, czyli wyciąg z korzenia rabarbaru, Cristalhyal – specjalnej budowy kwas hialuronowy czy Omega Plus – mieszaninę olejów zimnotłoczonych. To prawdziwa bomba witaminowo-odżywcza. Do kremu dodaliśmy również filtr mineralny SPF 10, który jest wspierany dodatkowo przez galactoarabinan, czyli wyciąg z drzewa modrzewiowego – zwiększa on ochronę przeciwsłoneczną oraz zapobiega przeznaskórkowej utracie wody. Filtr ma optymalną wysokość do codziennego stosowania. Krem jest lekki, świetny pod makijaż, nie bieli. Doskonały również dla osób, które borykają się z niedoskonałościami – zawarty w nim olejek manuka działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie."

Wspaniale nieprawdaż ?  Dodajmy jeszcze, ze przeznaczony jest dla każdego typu cery - również z niedoskonałościami. 


Blogosfera wręcz kipi od zachwytów nad tym krem. A ja choć uważam, ze jest to wspaniale nawilżający produkt to jednak ma kilka istotnych minusów o których za chwilkę napiszę.

Kremik otrzymujemy w praktycznej, kartonowej tubce którą później można kreatywnie wykorzystać jako np pojemnik na pędzelki do makijażu. Opakowanie jest estetyczne- zgodne z filozofią marki- bez zbędnych zdobień.Wygodna w użyciu pompka pozwala na wydobycie odpowiedniej ilości kosmetyku.

Krem ładnie-naturalnie pachnie. Zapach jest świeży, intensywny ( choć wydaje mi się że niektórym może przeszkadzać) i dość długo utrzymuje się na skórze. Konsystencja jest lekka ale dość zwarta i tu jest jest pierwszy mankament o którym chciałabym wspomnieć. Krem źle się rozprowadza na skórze. Bez wsparcia wody termalnej smuży się a przy próbie rozsmarowania zbija się w grudki. Niestety w moim przypadku dyskwalifikuje go to jako krem/bazę pod makijaż bo w połączeniu z podkładem efekt jest tragiczny. Dlatego też mimo, iż krem zawiera filtry i idealnie nadaje się jako krem dzienny - ja stosuję go na noc.

Szczerze po pierwszych próbach miałam ochotę wyrzucić go do kosza, bo nie radziłam sobie z jego rozprowadzaniem. Stwierdziłam jednak, że obiecywane efekty jak i masa dobroci, które ten krem w sobie skrywa są warte tego by dać mu szansę-nie skreśliłam go. 


Można powiedzieć, że rozcieńczyłam krem. Wieczorem po dokładnym oczyszczeniu twarzy i spryskaniu jej woda termalną- nie ścieram jej jak zwykle a od razu nakładam krem. Wtedy jego rozprowadzenie jest o wiele łatwiejsze, przestaje się smużyć i ładnie się wchłania.

Przechodząc jednak do sedna. Co takiego sprawiło,że dałam temu kremowi szansę, że nie poszedł w odstawkę ? Efekty moi mili. Oj warte są starań :)

Krem faktycznie przepięknie nawilża, sprawia że po przebudzeniu moja twarz jest niesamowicie gładka i wygląda świeżo. Cera jest uspokojona a jej koloryt wyrównany. Efekty są naprawdę WOW - zniknęły wszystkie "suche placki", które miejscowo zwłaszcza zimą lubią się pokazywać.

Mimo przytoczonych mankamentów- uważam że efekty są warte tego by zainwestować w ten krem.
Bo dobrze nawilżona skóra to podstawa.


poniedziałek, 9 stycznia 2017

BIOLINE - lekki krem odżywczy o bardzo przyjemnym składzie . Ideał na zimę.


Zima uderzyła z całą swoją mocą dlatego chciałabym Wam dziś napisać o kremie, który idealnie sprawdza się w takie mroźne i bardzo suche dni.

Bardzo długi okres czasu stosowałam kremy tłuste - taki nawyk chyba wyniosłam jeszcze z dzieciństwa - kiedy babcia i mama przed wyjściem na podwórko tysiąckrotnie powtarzały - tylko nie zapomnij o posmarowaniu buzi tłustym kremem ;) No cóż to co sprawdzało się w przypadku dziecięcej i młodzieńczej cery przestało się sprawdzać się gdy cera stała sie juz bardziej dojrzała a jej potrzeby uległy zdecydowanej zmianie.

Szukałam długo kremu, który nie dość że stanowiłby barierę ochronną dla skóry przed zimnem, to jeszcze delikatnie ją nawilżał i odżywiał. Trafiłam przypadkiem . Wygrany kiedyś w konkursie leżał w szafce i czekał na mnie. Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to strzał w 10 :) Kolejny fajny i godny polecenia krem o bardzo naturalnym składzie.

  

Bioline to polska firma, która w produkcji swoich kosmetyków postawiła na to, co naturalne. Bez chemii, syntetycznych składników i doświadczeń na zwierzętach. I za to na samym wstępie ode mnie już ogromny plus. 

Krem o którym dziś mowa jest bogaty w witaminy A, C, D i E. Ma za zadanie nawilżać i odżywiać naszą skórę również dzięki bogactwu naturalnych olejków w swoim składzie ( znajdziemy tam m.in. olejki z granata , słonecznika czy nagietka). Rolę natłuszczającą pełni wosk pszczeli a sok z aloesowych liści pielęgnuje nasza cerę, odżywia, nawilża i łagodzi podrażnienia.
Zawarte w kremie naturalne antyoksydanty spowalniają procesy starzenia się skóry



Krem jest wskazany dla cery wymagającej i bardzo suchej - wydaje mi się jednak, ze przez wzgląd na swoją dobrą wchłanialność i konsystencję sprawdzi się również w przypadku cery mieszanej a nawet tłustej - zwłaszcza w trakcie pielęgnacji zimową porą .

Kosmetyk ma bardzo neutralny zapach - nie jest perfumowany dlatego też posiadaczki nawet bardzo wrażliwej cery mogą bez obaw o podrażnienia go stosować. Bardzo fajnie sprawdza się pod makijaż, idealnie nawilża skórę sprawiając że nawet po nałożeniu  podkładu kryjącego nie smuży on nam się na twarzy ani tez nie podkreśla np. suchych skórek. 

Stanowi świetną ochronę przed zimnem - dzięki bogatej formule nawilża skórę a jednocześnie ją odżywia.

Wskazany do pielęgnacji zarówno na dzień jak i na noc i generalnie jeżeli skóra jest młoda i nie potrzebuje terapii antyzmarszczkowej sprawdzi się świetnie. Ja niestety muszę już wspomagać sie kremami stricte przeciwzmarszczkowymi dlatego Bioline pozostawiłam sobie tylko i wyłącznie na dzień a na noc stawiam na kremy , które mają inne zadanie :)

Z efektów jego stosowania jestem zadowolona. Skóra jest gładka, nawilżona z lekko wyczuwalnym filmem ochronnym - dzięki któremu nawet w największe mrozy czuję się dobrze zabezpieczona.



piątek, 6 stycznia 2017

Bielenda MAKE UP ACADEMIE - fluid kryjący COVER naturalny



Nie wiem moi mili czy zauważyliście jak wspaniale ostatnimi czasy rozwija się marka Bielenda. Co rusz nowości, stare sprawdzone kosmetyki zyskują nowe opakowania i wzbogacone są o nowe formuły. Jestem tym zachwycona - jest to kolejny wyjątek, który potwierdza, że polskie kosmetyki nijak jakością nie odbiegają od tych światowych a ceną wręcz zyskują i zaskakują.

Tym razem zagościł u mnie fluid kryjący, który zakupiłam w Rosmannie za śmiesznie niską cenę - bodajże 11 zł. Jestem zwolenniczką bardzo naturalnego makijażu a jako posiadaczka jasnej cery zwykle sięgam po podkłady w odcieniu naturalnym .
Zależy mi na tym by ukryć niedoskonałości, których z wiekiem niestety przybywa coraz więcej a i też by ładnie zmatowić twarz zwłaszcza w problematycznej strefie T. 

Wydawało mi się,że Bielenda idealnie spełni się w tej roli i po części nie zawiodłam się, są jednak pewne właściwości tego produktu, które nie przypadły mi i mojej skórze do gustu.



Cover Bielendy występuje w trzech odcieniach : naturalnym, bezowy i karmelowy. 
3 odcienie to moim zdaniem zbyt mało by idealnie dopasować podkład do swojej karnacji, bo już na wstępie nakładając fluid wystąpił pierwszy zgrzyt - nawet najjaśniejszy odcień jest dla mnie za ciemny. Trzeba się dobrze napracować by ładnie wyglądał na twarzy i nie tworzył efektu pomarańczowej maski.

Bielenda w swoim opisie zaznacza,że produkt w doskonały sposób poprawia wygląd cery mieszanej i z niedoskonałościami i zmianami pigmentacyjnymi - zapewniając aksamitną gładkość i jednolity wygląd.

I tu ja popełniłam błąd bo moja cera jest niestety sucha i podkład uwydatnił wszystkie jej mankamenty. Podkreślił suche skórki a przy okazji spowodował nadmierne , nieprzyjemne uczucie ściągnięcia ( zwłaszcza w okolicy policzków ) - strefa T pozostała bez zarzutu.

Co do krycia - ja nie mam zastrzeżeń, choć spotkałam się z opiniami,że podkład słabo kryje. 
Być może jest to spowodowane tym,że w moim przypadku niedoskonałości nie są aż tak bardzo widoczne .




Podkład wizualnie nieźle się prezentuje. Klasyczna , miękka tubka, która jest wygodna w użyciu. Pozwala przede wszystkim zobaczyć ile produktu nam jeszcze zostało ale i pozwala zużyć sam produkt do ostatniej kropelki ( co bywa problematyczne zwłaszcza w przypadku szklanych pojemniczków z pompką).
  Jeżeli chodzi o właściwości kosmetyku na plus trzeba zaliczyć bardzo fajną jedwabistą konsystencję i przyjemny zapach. 
Podkład nie zapycha porów, nie lepi się na twarzy a ładnie zasycha.Nie podrażnia skóry nawet w jej najbardziej wrażliwych partiach ( jak okolice oczu).
Świetnie nakłada się gąbeczką, choć trzeba uważać bo lubi zostawiać smugi. U mnie sprawdził się pędzel typu flat top - idealny do nakładania tego typu podkładów.

Matowi skórę na kilka godzin, potem jednak trzeba buzię lekko przypudrować.
Nie jest to ideał, ma swoje wady -  jednak w takiej cenie trudno znaleźć dobry podkład kryjący.
Warto zaryzykować i przekonać się na własnej skórze czy spełni nasze oczekiwania. 


środa, 4 stycznia 2017

Morska Pielęgnacja w zaciszu domowej łazienki - nowości od Le Petit Marseillais


Kolejny raz mam ogromną przyjemność być Ambasadorką kosmetyków Le Petit Marseillais i kolejny raz brać udział w kampanii testując firmowe nowości.

Tym razem firma zaprosiła nas w podróż do regionu Morza Śródziemnego byśmy odkryły bogactwo jego składników takich jak biała glinka , minerały, algi morski czy oligoelementy.

Nowa linia kosmetyków różni się od poprzednich przede wszystkich zapachem. Le Petit Marseillais przyzwyczaiło nas do kwiatowych i owocowych aromatów a tym razem zaskakuje nas czymś zupełnie innym. Lekką, orzeźwiająca bryzą, której zapach przywodzi na myśl letnie wspomnienia z wakacji nad morzem. Bynajmniej nie jest to zapach intensywnie morski, lecz lekki - otulający subtelnie całe ciało.




W skład nowej linii wchodzą cztery kosmetyki. Ja mam przyjemność testować dwa z nich i śmiem twierdzić, ze oba zostały idealnie dopasowane pod potrzeby mojej skóry.  Stałe czytelniczki bloga wiedzą,że borykam się z problemem nadmiernego przesuszenia a zarówno pielęgnujący krem do mycia jak i balsam do ciała zostały stworzone z myślą o potrzebach właśnie takiej skóry jak moja.


Szata graficzna morskich nowości  nie odbiega od tej która jest nam znana i która jest rozpoznawana i kojarzona z marką Le Petit Marseillais na całym świecie. Kolor opakowań przywodzi na myśl błękit morza i idealnie komponuje się z zamysłem i ideą nowej linii.





Pierwszym wypróbowanym przeze mnie kosmetykiem był pielęgnujący krem do mycia ciała .
I faktycznie mamy tutaj do czynienia nie z żelem a lekkim, kremem o dość gęstej konsystencji.
Przyjemnie się pieni, a dzięki wspomnianej kremowej konsystencji jest kosmetykiem niezwykle wydajnym, bo wystarczy nanieść niewielką ilość na gąbeczkę by pokryć nim całe ciało.

Kosmetyk gładko i lekko rozprowadza się po skórze myjąc ją dokładnie i zarazem pielęgnując. Dzięki zawartość morskich alg i białej glinki odżywia skórę, rewitalizuje jednocześnie również nawilża i odświeża ją.

Po kąpieli skóra pachnie bardzo subtelnie i przyjemnie, jest gładka i miękka w dotyku. 









Dopełnieniem morskiej pielęgnacji z Le Petit Marseillais jest użycie balsamu do ciała. 
Jego głównym zadaniem jest odżywienie naszej skóry a to, że przeznaczony jest do pielęgnacji skóry bardzo suchej jest jego dodatkowym atutem.Utrzymany w tej samej konwencji zapachowej, co krem pod prysznic stosowany tuż po kąpieli wzmacnia zapach kremu i sprawia,że całe ciało otulone jest mgiełką morskich wspomnień.

Balsam posiada dość zwartą i zarazem lekką konsystencję, która sprawia że przyjemnie się go rozprowadza po całym ciele. Wzbogacony o oligoelementy takie jak magnez, cynk i selen  rozpieszcza, odżywia i doskonale pielęgnuje suchą i bardzo suchą skórę. 

Kolejnym atutem tego kosmetyku jest to,że bardzo dobrze się wchłania. Skóra wręcz wpija wszystkie dobroczynne składniki w siebie - a sam balsam oprócz przyjemnego zapachu nie pozostawia na skórze nic- żadnej lepkiej warstwy.

Ze względu na swa bogatą formułę kosmetyk sprawdzi się świetnie podczas wieczornej pielęgnacji a zwłaszcza w okresach kiedy nasza skóra potrzebuje bardziej intensywnej pielęgnacji np, zimą bądź latem.




Z pewnością duet ten jest moim ostatnim odkryciem. I zaskoczeniem- bo wydawało mi się, że bogatą ofertę Le Petit Marseillais znam na pamięć i nic nie jest w stanie przebić moich owocowych ulubieńców. A tu proszę LPM po raz kolejny zaskakuje i to kosmetykami uniwersalnymi, po które poprzez unikalny zapach myślę że z chęcią sięgną również i Panowie. Przecież nie tylko my kobiety borykamy się z problemem przesuszonej skóry i nie tylko my chcemy by była ona zdrowa i zadbana.

Dla mnie ten nawilżająco-odżywiający duet jest świetną odskocznią od stosowanych na co dzień specjalistycznych specyfików pielęgnacyjnych a jego używanie to sama przyjemność i relaks , który nawet w zimowy chłodny wieczór przenosi na rajskie plaże Morza Śródziemnego.


poniedziałek, 2 stycznia 2017

Sensilis Upgrade Chrono Lift - koncentrat ujędrniający okolice oczu



Pielęgnacja okolic oczu jest dla mnie niezwykle istotna. Niestety mam tendencje do częstych obrzęków a cienie i worki pod oczami to moja przykra codzienność. Nieobce również są mi zmarszczki w tej okolicy a zdarza się,że skóra mimo stosowania odpowiednich kremów - jest sucha i mało elastyczna.

Przetestowałam wiele kremów, które i owszem świetnie radziły sobie z poszczególnymi "dolegliwościami",ale nie działały kompleksowo. Te, które świetnie nawilżały nie niwelowały cieni ani obrzęków. Te dzięki, którym pozbyłam się cieni nie działały przeciwzmarszczkowo. 

Szukałam więc kremu bądź innego specyfiku pod oczy, który byłby odpowiedzią na wszystkie zapotrzebowania mojej skóry. Stosowanie kilku kosmetyków na ten sam obszar po pierwsze bywa męczące i czasochłonne a po drugie co tu ukrywać dziurawi naszą kieszeń .



Dlatego też kiedy Sensilis zaproponował mi współpracę wiedziałam,że kosmetyk który wybiorę z pewnością będzie przeznaczony właśnie do pielęgnacji wrażliwych okolic oczu. 

Po krótkim rozeznaniu znalazłam taki, który opisem jest idealną odpowiedzią na moje poszukiwania.

Wzmacniający koncentrat ujędrniający okolice oczu.
Według producenta jest to produkt pod oczy o działaniu odmładzającym, posiadającym właściwości ujędrniające, zawierającym aktywne składniki, które zatrzymują proces starzenia, dzięki ochronie komórkowego DNA. Zmarszczki i linie mimiczne ulegają wygładzeniu, powieki nabierają jędrności, zaś cienie i worki pod oczami znacznie się zmniejszają, wyraźnie odmładzając spojrzenie.



Koncentrat pod oczy, który wybrałam jest nowością w serii Upgrade. Zawiera innowacyjną formułę
oraz unikalne kombinacje składników, które działają synergicznie by przeciwdziałać zniszczeniu komórkowego DNA. Są to między innymi DNA REVERSE COMPLEX (Chryzantema + czerwony ryż +peptydy), wyciąg z soi, polisacharydy owsa,krzem organiczny, kofeina.

Sam kosmetyk prezentuje się niepozornie. Mała, plastikowa 15 ml tubka w czarnym kolorze skrywa w sobie koncentrat o lekkiej konsystencji ( nie za rzadkiej nie za gęstej - w sam raz). Kosmetyk ma lekko perłową barwę i bardzo przyjemnie pachnie. Tubka zwężona na samym końcu sprawia że przy lekkim naciśnięciu wydobywa się z niej niewielka ilość specyfiku - wystarczająca na jedną aplikację.

Koncentrat stosowałam zarówno rano jak i wieczorem . Niewielką ilość kosmetyku nanosiłam na mały paluszek i nie wcierając a lekko wklepując aplikowałam pod oczy. Pierwsze wrażenie - rewelacja. Koncentrat lekko chłodzi skórę orzeźwiając momentalnie spojrzenie. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia żadnego filmu. Nie podrażnia nawet gdy zapędzimy się w aplikacji i zbliżymy sie zbytnio do oka.



Dzięki zawartości kofeiny koncentrat pięknie ujędrnia skórę i nadaje jej zdrowszy wygląd. Kofeina sprawia również że obrzęki i cienie wokół oczu są zredukowane dzięki czemu znikają objawy zmęczenia.Dobrze nawilża skórę i sprawiając, że staje się ona zdecydowanie bardziej gładka w dotyku.

Niewątpliwie koncentrat spełnia wszystkie moje oczekiwania jeżeli chodzi o pielęgnację skóry wokół oczu.Minimalizuje zmarszczki, odżywia, redukuje cienie i obrzęki. Nadaje mojemu spojrzeniu świeżości - a tego mi właśnie było trzeba najbardziej.