wtorek, 14 listopada 2017

Młynek do kawy Haier (HCG-1206S) - dobry sprzęt w rozsądnej cenie.


Młynek do kawy Haier (HCG-1206S) 




Jestem kawoszem. Uwielbiam kawę pod każdą postacią i każdej wersji.
Lubię zależnie od pory dnia - parzoną po turecku, "kapsułkową" z ekspresu, zupełnie lajtową kawę rozpuszczalną, zmyślne latte czy solidne espresso. 
Ot po prostu kawa musi być.




Zwykle kupowałam w sklepie kawę już zmieloną, ale gdy przekonałam się jak znaczna jest różnica w smaku i aromacie w przypadku kawy ziarnistej zmielonej samemu w domu stwierdziłam, że czas najwyższy zainwestować w młynek do kawy.

W zasadzie ani firmy ani modelu długo nie szukałam. Zależało mi głównie na tym by młynek miał w miarę konkretną moc i sporą pojemność. Tak trafiłam na młynek firmy Haier i to właśnie na jego zakup się zdecydowałam. 

Oprócz oczywiście wspomnianych przeze mnie dwóch walorów, młynek posiada kilka innych zalet, które opiszę poniżej.




 Co tu dużo mówić jak każda prawdziwa kobieta zwracam uwagę nie tylko na dane techniczne, ale ogromne znaczenie ma dla mnie też prezencja danego przedmiotu.
Haier zdecydowanie wyróżnia się na tle innych młynków do kawy - przykuwa uwagę solidną metalową obudową, ciekawym ergonomicznym kształtem i nowoczesnym designem.

Jest to naprawdę dość solidny sprzęt.




Jego serce to silniczek o mocy 150 W. Pojemność miseczki to aż 100 gramów - gdzie w przypadku innych branych przeze mnie pod uwagę młynków wynosiła ona zaledwie tylko 50g.
Dzięki tak sporej miseczce sam proces mielenia kawy ulega znacznemu skróceniu i w ciągu kilku minut uzyskujemy sporą ilość kawy wystarczającej do zaparzenia  np 10 mocnego espresso.



Samo wnętrze jak i ostrza zostały wykonane z wysokiej jakości stali nierdzewnej, co gwarantuje dużą wytrzymałość i zdecydowanie ułatwia czyszczenie.

Producent zadbał też o to by młynek był bezpieczny, co dla mnie jako mamy jest bardzo istotne.
Jest to rozwiązanie o tyle nowoczesne, że sam młynek nie uruchomi się dopóki nie będzie założona górna pokrywa. "Czarny suwak" z boku pokrywki jest zarówno przyciskiem który uruchamia cały proces mielenia kawy. 

Więcej żadnych przycisków na młynu nie znajdziemy.


Nie wiem jak was, ale mnie nic nie wkurza bardziej od kabli zasilających, zawiniętych bez ładu i składu dookoła różnych sprzętów domowych. Na szczęście tutaj wszystko jest ładnie zawinięte i ukryte gdyż producent pod młynkiem umieścił przestrzeń umożliwiającą schowanie przewodu zasilania - co zdecydowanie ułatwia przechowywanie urządzenia.


Sam proces mielenia przebiega bardzo szybko i sprawnie. W ciągu kilku minut ( max 2 ) - otrzymujemy dobrze zmieloną kawę gotową do zaparzenia i tego by delektować się jej smakiem i aromatem.
Należałoby też wspomnieć, że młynek działa w miarę cicho i nie nagrzewa się przy pracy - dzięki czemu kawa w trakcie mielenia   nie traci aromatu ani żadnych walorów smakowych.

Jego czyszczenie również nie sprawia żadnych problemów.


Młynek nadaje się również spokojnie do mielenia nie tylko kawy, ale i różnego rodzaju przypraw ziarnistych czy cukru. Otrzymany cukier puder jest dobrej jakości, dobrze zmielony.



Podsumowując, młynek do kawy Haier jest to sprzęt dobrej jakości, o ciekawym i nowoczesnym wyglądzie, bardzo dobrze spełniający swoją funkcję. Polecam nie tylko miłośnikom świeżo zmielonej kawy.W moim domu stał się urządzeniem niezbędnym.


środa, 1 listopada 2017

COSNATURE - Naturalne odżywcze masło do ciała z masłem shea i tonką



Kochani dziś na blogu o moim kolejnym, bardzo fajnym odkryciu Cosnature - masełku do ciała o przyjemnym zapachui świetnym działaniu.Pięknie się prezentuje, ma śliczne opakowanie, naturalny skład i cudownie nawilża całe ciało .

Jest to kolejny produkt niemieckiej firmy Cosmolux, któremu praktycznie nic nie jestem w stanie zarzucić :) - no może to,że pachnie tak urokliwie,że podbierają go moi domownicy

Lubię kosmetyki z jak najmniejszą zawartością chemicznych dodatków. Cieszy mnie to, że na rynku pojawia się ich coraz więcej i w dodatku są w całkiem przystępnej cenie.
Masełko, które testowałam kosztuje niewiele ponad 20 zł i nie znajdziemy w nim:

- parabenów,
- glikolu,
- sztucznych barwników
- silikonu
- Phenoxyethanolu
- PEG'ów i SLS'ów
- składników GMO


Za to otrzymujemy produkt który w swoim składzie ma : masło shea, olej ze słodkich migdałów, masło kakaowe czy ekstrakt z fasoli tonka ( która jak widzę staje się coraz bardziej popularnym dodatkiem do kosmetyków).





Osobiście jestem zakochana w kosmetykach zwierających masło shea. Ten naturalny składnik ma działanie regenerujące, odżywcze i natłuszczające. Zapobiega procesom starzenia, odmładza skórę dzięki dużej zawartości naturalnych witamin i kwasów tłuszczowych.

Masełko Cosnature jest idealnym produktem na sezon jesienno-zimowy.
Ma aksamitną konsystencję, wchłania się w miarę szybko-nie brudzi, ale pozostawia na skórze lekki film-dlatego lubię używać je po wieczornej kąpieli - tak aby cała dobroć z jego zawartości miała czas przez noc dokładnie wchłonąć się przez skórę.



 Sam kosmetyk urzeka niesamowicie słodkim, cudownym zapachem. Otula on całe całe ciało i naprawdę jest wyczuwalny jeszcze długo po użyciu. Na plus zaliczam też gładką konsystencję, która sprawia, że masełko gładko i przyjemnie rozprowadza sie na skórze.
No i samo działanie oczywiście sprawia że ten kosmetyk na długo zostanie ze mną. Pięknie nawilża skórę, regeneruje i odżywia. Sprawia, ze moja skóra jest gładka i przyjemna w dotyku.Nie podrażnia nawet wrażliwych partii ciała. Polecam wszystkim - nawet tym, którzy mają delikatną skórę.
Warto.


wtorek, 26 września 2017

Męski punkt widzenia - Le petit Marseillais w wersji dla meżczyzn


 Jeżeli przejrzycie dokładnie mojego bloga z pewnością zauważycie, że niejednokrotnie już pisałam o kosmetykach Le Petit Marseillais. Ten wpis jest również dedykowany tej marce, choć będzie się zgoła różnił od poprzednich - ponieważ moi mili dziś na blogu będzie o męskim kosmetyku!

Albowiem Le Petit Marseillais postanowiła wyjść na przeciw oczekiwaniom konsumentów i wypuściła na rynek żele w 3 typowo męskich zapachach ! I nie wiem kto bardziej się z tego powodu w naszym domu cieszy - mąż, bo ma wreszcie tylko swój zapach czy ja bo w końcu z łazienki przestaną znikać moje :)



Mężowi do przetestowania przypadł cudownie orzeźwiająco pachnący żel  w wersji miętowo-cytrusowej.I tak nasze pierwsze wrażenie jest od razu skojarzone z zapachem - bo jest to zapach niesamowicie świeży, pobudzający ale i jednocześnie męski! Zdecydowanie czuć w nim wspomnianą cytrusową nutę, ale i na drugim planie przebija się również mięta.

Warto wspomnieć, że żel służy do pielęgnacji całego ciała - jest to kosmetyk wielofunkcyjny, którym nasi panowie umyją się od stóp aż do samej głowy. Ehh, nic tylko pozazdrościć :)





Jego konsystencja nie jest bardzo gęsta , ale chyba raczej taka jaką panowie lubią najbardziej. Za to mój maż twierdzi, że kosmetyk jest bardzo wydajny i wystarczy odrobinka na gąbkę i umyte jest całe ciało.

Butelka charakterystyczna dla wszystkich kosmetyków marki - trudno ją pomylić z jakąkolwiek inną - od wersji damskiej jednak zdecydowanie odróżnia ją kolor nakrętki - o ile dla pań mamy białe dla panów są przeznaczone czarne kolory.

Bardzo mi się podoba że całość znowu została utrzymana w klimacie Prowansji - dobór składników, po całą procedurę aż po efekty stosowania. Bo moi mili podobnie jak w damskich wersjach żel męski również delikatnie nawilża skórę, cudownie odświeża ciało i na długo jeszcze po kąpieli sprawia,że skóra mojego męża pachnie świeżo i energetyzująco.

 

Mąż stwierdził zdecydowanie, że musi wypróbować wszystkie pozostałe wersje zapachowe tym bardziej, że i przystępna cena  i spora butelka ( aż 400 ml) zachęcają by to zrobić.

Zresztą nie tylko mężowi przypadł żel do gustu ale również
i trojgu moim braciom, którym zaprezentowałam nowość od Le petit Marseillais. Zgodnie stwierdzili, że pachnie super - męsko, ale bardzo świeżo. Idealnie nadaje się na poranny prysznic, ale świetnie sprawdzi się np po siłowni czy po innym wysiłku fizycznym. Mają wrażenie, że pobudzi zmęczone ciało, odświeży i zadba o skórę i sprawi,że ich partnerki również pokochają ten zapach !  

piątek, 1 września 2017

Ulubione zdjęcia sierpnia ...


 Panna ze słonecznikiem :)



Moi mili od zawsze lubiłam określę to tak trochę kolokwialnie- robić zdjęcia
Nigdy jednak nie dysponowałam odpowiednim aparatem do tego by moje wizje i pomysły nabrały realnych kształtów i odpowiednią formę.

Od miesiąca otwarły się przede mną nowe możliwości a to za sprawą aparatu Canon Eos 1300d , który sprezentował mi mąż :) 

Ciągle się go uczę, pracuję na podstawowym obiektywie - bo co tu dużo ukrywać, nie jest to tania "zabawa".

Nie będę spamować bloga multum fotek ale chciałabym raz w miesiącu podzielić się z Wami moimi ulubionymi zdjęciami z miesiąca poprzedniego :) 

Co wy na to ? 

W tym poście ulubione fotki sierpnia :)


Która z nich przypadła Wam najbardziej do gustu ? 



3 + 1


Chudy - Pan i Władca na 48 m ;) 




Nie zapomnieć lata


My lady :)


My lady 2 





Foch



Zaduma 


A może serniczka ? 


 


On the edge - linia życia ... 




Jak widać rozrzut moich zainteresowań jest bardzo szeroki ... choć chyba najbardziej lubię dzieci, nie krępują się a w ich oczach widać , szczerą i nieskrępowaną ciekawość świata :) 



Zapraszam do komentowania :) 


środa, 30 sierpnia 2017

Cytryna w natarciu - COSNATURE oczyszczająca pianka 3w1 cytryna z melisą


Dziś słów kilka o kosmetyku o którym pewnie większość z Was już czytała, bo jest to niewątpliwie hit wśród blogerskich wpisów ostatnimi czasy - co mnie wcale nie dziwi bo jest tak fajny produkt, któremu warto bliżej się przyjrzeć.

Jakiś czas temu biorąc udział w akcji "Testując z Twoim źródłem urody" miałam możliwość wyborów dwóch kosmetyków do przetestowania i w zasadzie bez zastanowienia pierwszym produktem jaki wpadł mi w oko była właśnie bohaterka dzisiejszego wpisu.



Naturalna pianka oczyszczająca Cosnature cytryna z melisą bo o niej mowa urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. Po pierwsze dlatego że to pianka ( a bardzo lubię te formę kosmetyków do oczyszczania twarzy) po drugie to pianka cytrynowa a po trzecie to pianka o bardzo fajnym składzie!

Zresztą popatrzcie sami :

- bez parabenów,

- bez glikolu,


- bez sztucznych barwników


- bez silikonu


- bez Phenoxyethanolu


- bez PEG i SLS


- bez składników GMO


- fizjologiczne pH


- hypoalergiczna


Kluczowe składniki:
 
Ekstrakt ze skórki  cytryny ma właściwości antybakteryjne i antyseptyczne. Doskonale rozjaśnia przebarwienia naskórkowe, oczyszcza i orzeźwia skórę. Ściąga rozszerzone pory i wygładza mikrozmarszczki.


Ekstrakt z melisy lekarskiej skutecznie łagodzi podrażnienia oraz przynosi ulgę zmęczonej skórze, chroni ją przed działaniem wolnych rodników. Posiada właściwości regenerujące, uspakajające oraz odświeżające, chroni przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych.


 (więcej na stronie producenta)


Z opisu  producenta dowiadujemy się, że pianka oczyszczająca do twarzy zawiera ekstrakty ze skórki cytryny i liści melisy pochodzących  z certyfikowanych upraw ekologicznych.  Delikatnie i skutecznie usuwa makijaż, zanieczyszczenia skóry, martwe komórki naskórka i nadmiar sebum. Pozostawia skórę oczyszczoną, świeżą bez uczucia ściągnięcia.  Polecana do codziennego stosowania dla skóry normalnej i mieszanej. 

Skusiłam się po opisie, sumiennie używałam rano i wieczorem przez miesiąc i mam już wyrobioną własną opinię na temat tego kosmetyku.


Zacznę może trochę o końca.

Kosmetyk mieści się w plastikowej butelce z pompką.
Butelka jest dość solidna , plastik twardy - nie wyślizguje się nawet z mokrych dłoni.
Użycie jest bardzo proste - wystarczy wstrząsnąć, przycisnąć i cieszyć lekką i pachnącą pianką.

Jest bardzo wydajna. Wystarczy jedno psiknięcie na dłoń i ręka jest pełna piany.

Dobrze oczyszcza skórę, świetnie sobie radzi z wszelkimi zabrudzeniami i lekkim makijażem - ciut gorzej gdy w grę wchodzi makijaż bardziej wyrazisty, z użyciem "mocniejszych" kosmetyków. Wtedy trzeba sięgnąć po konkretną artylerię. De facto nie jest to kosmetyk ściśle przeznaczony do demakijażu więc też nie można mieć pretensji że nie jest w tej kwestii w 100 % skuteczny.

Piankę stosowałam sumiennie zarówno rano i wieczorem a także i wciągu dnia - oczyszczała moją skórę w trakcie sierpniowych upałów.



Muszę przyznać, ze faktycznie jest bardzo delikatna i nie podrażnia ani nie wysusza skóry. Po jej użyciu nie odczuwa się nieprzyjemnego ściągania a twarz jest gładka i odświeżona.

Lubię ją stosować zwłaszcza rankiem, by zmyć z twarzy resztki snu.Łagodny zapach cytryny połączony z melisą skutecznie budzi, odświeża i myje skórę przygotowując ją na dalsze czynności pielęgnacyjne.

Fajny skład, przystępna cena oraz łatwa dostępność (
Hebe, Apteki DOZ, Apteki Cefarm i różne drogerie Eko) czynią ten kosmetyk naprawdę godnym uwagi.


My się polubiliśmy .

 

niedziela, 13 sierpnia 2017

Zatrzymać czas - recenzja fotoksiążki od Saal Digital Polska



Kto lubi pstrykać fotki wie jak niesamowicie trudno jest je później sensownie posegregować, poukładać - wybrać te najpiękniejsze, najbardziej cenne - tak by obraz uchwycony w kadrze pozostał z nami na zawsze nie tylko we wspomnieniach ale i przybrał postać rzeczywistą. Najlepiej w postaci zdjęcia, które można dotknąć a czasem nawet wpatrywać się godzinami.

A gdy już uda ci się wybrać te naj - najcenniejsze, najpiękniejsze , najbardziej wartościowe - pozostaje kwestia co z nimi zrobić ? Wywołać jak setki innych i schować do rodzinnego albumu ? 




Tutaj w sukurs przychodzi z alternatywą Saal Digital. Firma oferuje szereg możliwości dzięki którym
tradycyjnie wywołanym zdjęciom możemy nadać alternatywną oprawę. 

Do wyboru mamy foto-obrazy w różnych wielkościach, foto-książki, foto-zeszyty, plakaty, kartki, kalendarze i szereg innych możliwości dzieki którym nasze ukochane fotografie mogą zostać utrwalone na zawsze.

Ja dzięki uprzejmości firmy mogłam przetestować foto-książkę i dziś właśnie przychodzę do Was z jej recenzją.



 
Najtrudniejszym zadaniem w całym przedsięwzięciu był wybór zdjęć. 
Cała reszta to już sama przyjemność i zabawa.







W przygotowaniu fotoksiążki korzystałam ze specjalnie dedykowanej aplikacji od Saal Digital, która praktycznie wykonała całą czarną robotę za mnie - mi pozostawiając tylko kwestię odpowiedniego rozmieszczenia zdjęć - i ewentualnego kreatywnego ozdobienia poszczególnych kart książki.

Sama aplikacja jest bardzo prosta i intuicyjna w obsłudze. 
Wystarczy wybierać rodzaj książki/zeszytu, oprawę , papier - i wszystkie parametry techniczne by po chwili móc cieszyć się projektowaniem.

Ja postawiłam na prostotę. Większość kart mojej fotoksiążki zajmują duże portrety córki, choć i znalazło się kilka stron na utrwalenie  fotografii do których po prostu mam sentyment.



To jak zaprojektujecie własny album - jest tylko i wyłącznie kwestią Waszej wyobraźni i kreatywności. Aplikacja naprawdę oferuje szereg możliwości ku temu by można było zaszaleć .
Zdjęcia w różnych rozdzielczościach, różne rozmieszczenie - od jednego nawet do kilkudziesięciu w wersji mikro na każdej stronie. 

I co najważniejsze - zdjęcia i wykonanie są doskonałej jakości. 

Przyznaję szczerze trudno zauważyć różnicę pomiędzy oryginalnym zdjęciem a zdjęciem zrobionym ... zdjęciu.

Zresztą zobaczcie sami :




Cudowne odwzorowanie kolorów, widoczny każdy szczegół i najmniejszy detal - a to wszystko na papierze wyjątkowo dobrej jakości.




Fotoksiążka to wspaniały pomysł na to by zatrzymać czas na papierze. To zbiór ukochanych i ulubionych zdjęć zgromadzonych w jednym miejscu. 
To wspaniała pamiątka dla nas samych ale i dla przyszłych pokoleń. Jest to też świetny pomysł dla prezent dla naszych najbliższych - rodziców i dziadków - bo nie zawsze mają oni możliwość uczestniczenia w naszym życiu - a dzięki fotografiom zgromadzonym w fotoksiążce mogą być częścią ważnych chwil  naszego życia :) 



Na zakończenie dodam, że sama realizacja zamówienia przebiega bardzo sprawnie. Od momentu złożenia przeze mnie zamówienia do chwili otrzymania książki minęły 2 dni.

Doskonała jakość, czas realizacji  świetna cena - wszystko to sprawia że z pewnością nie raz jeszcze skorzystam z oferty firmy - a wam mogę polecić jej usługi z czystym sumieniem.


środa, 2 sierpnia 2017

KLORANE- multifunkcyjny olejek POLYSIANES rozświetlający ideał na lato







Nie wiem jak wy ale ja uwielbiam kosmetyki wielofunkcyjne. Takie, które być może nie nadają się do wszystkiego, ale można je wykorzystać np w pielęgnacji kilku partii ciała.
Dziś o kosmetyku, który niewątpliwie jest właśnie takim wielofunkcyjnym  - mieniący się olejek Polysianes do twarzy, ciała i włosów.

Marka Polysianes należy do koncernu Klorane - który słynie między innymi z doskonałej jakości produktów do pielęgnacji włosów, wśród całej gamy znajdziemy między innymi tam mój ulubiony suchy szampon.

Linia Polysianes jest inspirowana przyrodą dalekiej i intrygującej Polinezji (co zresztą można wywnioskować po samej nazwie), wykorzystuje dobroć  olejków z roślin z tamtego regionu.

Posiada właściwości nawilżające, regenerujące i kojące oraz anti-age.
Delikatnie pachnie, ma lekko pudrową konsystencję.




Mimo iż jest to olejek - to ma bardzo lekką formułę. Stosowany na włosach nie obciąża ich a sprawia ze drobinki złota nadają im subtelnych, złocistych refleksów i sprawiają że z każdym ruchem głowy nasze włosy w słońcu cudownie się mienią.Nabierają elastyczności, miękkości i połysku.

Lekką warstwą nałożony na ciało i twarz wspaniale rozświetla,  nawilża skórę sprawiając, że staje się ona gładka, miła w dotyku - wręcz jedwabista.Jest to kosmetyki idealny na lato. Cudownie podkreśla opaleniznę. Idealny kosmetyk po opalaniu – nadaje niepowtarzalny odcień i blask opalonej skórze.

Stosowanie jest banalnie proste- wystarczy niewielką ilość kosmetyku delikatnie rozetrzeć w dłoniach i rozsmarować na partiach ciała, które chcemy rozświetlić. Efekt jest natychmiastowy.

Fajnie się spisuje na różnych typach skóry, nie zatyka porów, nie podrażnia. Śmiało może zastąpić rozświetlacz - użyty w tej formie na twarzy czy dekolcie daje wrażenie bardzo naturalnego i subtelnego rozświetlenia.


Jedynym mankamentem jest szklana buteleczka bez żadnego dozownika w której olejek został umieszczony. Choć jest bardzo elegancka , wydobycie odpowiedniej ilości ( tak by nie przedobrzyć ) graniczy wprost z cudem. No i niestety nie ma szans zużyć go do końca - szkoda bo odrobina produktu zawsze niestety się zmarnuje.


środa, 26 lipca 2017

NIVEA sun nawilżający BALSAM do opalania - w trosce o twoją skórę i ubrania !






Lato.


Czas wakacyjnych wojaży i urlopów. Czas beztroski, słodkiego lenistwa i wylegiwania się w ciepłych promieniach słonecznych. Często jednak zapominamy o tym, że choć dla nas to najfajniejszy okres to dla naszej skóry- już niekoniecznie. Narażona na nieustanną ekspozycję na promieniowanie UVA i UVB , bez odpowiedniej ochrony traci swą świeżość, szybciej się starzeje i ulega nieestetycznym przebarwieniom. Nie zapominajmy też o tym, ze ekspozycja na słońce bez żadnej ochrony potęguje ryzyko zachorowania na nowotwór skóry o kilkanaście %.


Dlatego ważne jest by latem pamiętać o odpowiedniej ochronie i zainwestować w krem/balsam/olejek z wystarczająco wysokim filtrem, który nie tylko będzie zapobiegał oparzeniom ale i chronił skórę właśnie przed działaniem szkodliwych promieni.



Ja od zawsze sięgam po Nivea. Mam zaufanie do tej marki, towarzyszy mi od wielu lat. Pamiętam gdy jako kliku letni brzdąc wyjeżdżałam na kolonie nad morze - Nivea z filtrem (co najmniej 20) zawsze była podstawą mojego wakacyjnego ekwipunku a w głowie ciągle majaczyły słowa mamy - "pamiętaj o tym by codziennie smarować swoją skórę!". I odkąd zdarzyło mi się raz zapomnieć a słońce spaliło mnie tak że cała skóra była w raczym kolorze - jeszcze bardziej się pilnowałam by sytuacja ta nigdy się nie powtórzyła.
 
I te słowa po dziś dzień mam głęboko wyryte w głowie, ba nawet teraz sama będąc mamą powtarzam je jak mantrę swojej dziewięcioletniej córce

Niestety obie jesteśmy bladoskóre- tym bardziej skuteczna ochrona przeciwsłoneczna jest nam wskazana. 



Jak wspomniałam Nivea rokrocznie jest stałym gościem naszej wakacyjnej kosmetyczki. Nie inaczej jest w tym roku. Towarzyszy nam i nad morzem i na miejskim basenie, i nad pobliskim jeziorkiem - wszędzie tam gdzie słońce mocno praży i dotyka gołej skóry. Zawsze skuteczna i nigdy nie zawodzi. 
W tym roku dodatkowo nasz ulubiony balsam został wzbogacony o formułę chroniącą ubrania przed plamami, co zdecydowanie jest kolejnym plusem przemawiającym na korzyść tego kosmetyku.

Dlaczego akurat Nivea sun ?

Po prostu - moja skóra ją lubi. Idealnie się uzupełniają.

Formuła lekkiego balsamu ładnie rozprowadza się na skórze , nie pozostawiając tłustej lepkiej warstwy a lekki, choć wyczuwalny pod palcami film. Pięknie pachnie - zapach przywołuje najwspanialsze wspomnienia z wakacji nad morzem - bo jest on niezmienny od wielu lat




Nie podrażnia skóry - dla mnie jako dla wrażliwca jest to niezmiernie istotne a dodatkowo ładnie nawilża, co przy ciągłej ekspozycji na słońce słoną czy chlorowaną wodę jest dodatkowym atutem.

No i przede wszystkim idealnie spełnia swoją funkcję .

Odpowiednio częsta aplikacja, odpowiednio dobrana ilość kosmetyku gwarantuje skuteczną ochronę przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym.

Pamiętajmy tylko o właściwym nakładaniu balsamu, bo choć jest on wodoodporny to jednak po pływaniu, spoceniu się czy przetarciu ciała ręcznikiem powinniśmy powtórzyć aplikację.

I faktycznie moje ubrania dzięki ultranowoczesnej formule użytej w balsamach Nivea sun są bezpieczne - zero plam i przebarwień po filtrach ! Bardzo mnie to cieszy, że podstawowa formuła Nivea sun nie ulega zmianom, ale sama marka wychodzi naprzeciw oczekiwaniom konsumentów ulepszając ją i unowocześniając.






Oczywiście sam kosmetyk jest przebadany dermatologicznie, posiada wszystkie możliwe atesty i jest bezpieczny dla nas w 100 %.

Moi mili pamiętajcie o odpowiedniej ochronie przeciwsłonecznej.
Starajmy wyrobić sobie nawyk bezpiecznego opalania i niech w każde wakacje przyświeca nam hasło : "Bez kremu z filtrem nie wychodzę na słońce" !

Wizualnie opakowanie pięknie się prezentuje. Uwielbiam ten soczysty niebieski kolor tak charakterystyczny dla marki.

Sam balsam dodatkowo jest bardzo wydajny - dla jednej osoby z pewnością wystarczy na cały okres urlopowania.

No i jest też w czym wybierać. Lato rozpoczęliśmy wysokim filtrem SPF 50 - teraz gdy skora jest już ładnie opalona sięgamy właśnie po filtr SPF 20 .
Gama produktów do opalania   jest bardzo szeroka i z pewnością każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie.

Pamiętajcie,że szkodliwe promieniowanie dociera do naszej skóry również przez ubrania. Chrońcie swoją skórę. Wszak nie sztuką jest mieć cudowną opaleniznę przez jeden sezon - sztuką jest cieszyć się zdrową skórą przez całe życie


Ja od wielu lat dzięki Niva sun jestem spokojna o swoje zdrowie, stan mojej skóry i z uśmiechem na twarzy mogę korzystać z uroków słonecznej pogody czego i Wam wszystkim życzę!