poniedziałek, 20 lutego 2017

Co za zapach ! Świeca Candleberry Bourbon Roasted Pecans



Od jakiegoś czasu na świece czy woski zapachowe jest wielki BOOM. Długo nie rozumiałam ich fenomenu i jako zwolenniczka tradycyjnych kominków zapachowych opierałam się temu, by świece zagościły w moim domu.

Moje nastawienie zmienił pewien słodziak, który trafił do mnie  STĄD 
i od pierwszego niuchnięcia skradł moje serce wyjątkowym zapachem.

Przedstawiam Wam więc moi drodzy The Candleberry Bourbon Roasted Pecan ! 






 Zapach świecy totalnie wpasował się w moje gusta - choć przyznaję szczerze gdy przeczyłam opis zastanawiałam się jak może pachnieć połączenie prażonych orzeszków z Bourbonem. Pachnie cudownie! Słodko i waniliowo. Zapach unosi się w całym mieszkaniu, ale nie jest duszący ani przytłaczający. Wchodząc do domu ma się wrażenie jakby właśnie piekły się świeże, waniliowe ciasteczka.  Jest idealny na chłodne, zimowe dni i wieczory. 
 Nawet mój mąż, który nie znosi słodkich zapachów uznał, że ten jest naprawdę bardzo przyjemny.



Świeca nie dość że pięknie pachnie to prezentuje sie naprawdę elegancko i efektownie.
Porządny szklany słoiczek z metalową tłoczoną pokrywką - z pewnością będzie ozdobą niejednego kąta w domu. 

Czas palenia producent określa na 50 - 60 godzin i myślę,że jest to faktycznie realny czas w jakim świeca się wypali. Natomiast ja zapalam ja na dwie, trzy godzinki dziennie i to w zupełności wystarczy by w całym domu unosił sie ciepły i aromatyczny zapach wanilii.


Na pewno jest to moja pierwsza świeca tego typu, ale nie ostatnia. Z pewnością skuszę się na zakup innych, sięgnę też po inne nuty zapachowe. Spory wybór świec, wosków znajdziecie na https://www.candleonline.pl/ - gdzie serdecznie was zapraszam również na zakupy w bardzo przystępnej cenie :) 


poniedziałek, 13 lutego 2017

Stenders - kokosowe masełko do ciała


Pamiętacie moi drodzy świateczną niespodziankę od marki Stenders ? 
Tym wpisem chciałabym rozpocząć cykl stendersowych wpisów na blogu opisujących kosmetyki, które miałam przyjemność w tej paczuszce otrzymać. I pierwszym ( nie jedynym ) hitów kosmetycznych tego pudełka jest niewątpliwie Kokosowe masełko do ciała o którym dziś będzie na blogu :)

Moi stali czytelnicy wiedzą czego można spodziewać się po marce Stenders. Nowych zachęcam do przeczytania wcześniejszych postów. Napiszę tylko, że Stenders dba o klienta począwszy od opakowania a skończywszy na samej jakości produktu.



Wracając do samego masełka. 

Pierwsze zaskoczenie - nie pachnie jak typowo kokosowy produkt. Można w nim wyczuć słodkie migdały, mango a nawet grejpfrut. Cudowna i lekka mieszanka zapachów.

Skład jak zwykle na plus. Bez barwników, konserwantów i olejów mineralnych.

Znajdziemy tam między innymi: masło Shea, olej jojoba, wyciąg z mango, wosk pszczeli, witaminę E, olejek grejpfrutowy czy kumarynę .


 Masełko mieści się w maleńkim plastikowym pudełeczku (70 g). I jeżeli chodzi o masełka jest to dla mnie najwygodniejsza forma opakowania produktu. Łatwo się je nabiera w takiej ilości w jakiej potrzebujemy. 

Ma miękką gładką konsystencję. Bardzo fajnie rozprowadza się na skórze - choć pamiętajmy o tym, że jest to mieszanina olejów i zostawi na niej delikatny film. Ja stosowałam po wieczornej kąpieli, zostawiałam na noc by dać czas produktowi by się pięknie wchłonął w skórę. Natomiast w ciągu dnia wystarczy nałożyć jego mniejszą ilość - dokładnie rozsmarować a masełko wchłania się szybciej, pozostawiając gładką skórę i subtelny delikatny zapach.

Fajnie się sprawdza po depilacji - koi podrażnioną skórę, nie powoduje nieprzyjemnego uczucia świądu i ładnie ją uspakaja. 



Podsumowując - czas na efekty. Na pewno gładka i miękka skóra.Wyraźnie zaobserwowałam również poprawę jej wyglądu stała się bardziej odżywiona, mniej wymagająca w pielęgnacji.Poprawa gładkości zdecydowanie jest zauważalna w miejscach takich jak łokcie czy kolana - dla mnie najbardziej problematycznymi w pielęgnacji. Piękny zapach, skład, bogactwo wyjątkowych składników, które moja skóra wręcz uwielbia czyni masełko Stenders jednym z moich ulubieńców, do którego chętnie wracam i po które chętnie sięgam .




wtorek, 7 lutego 2017

ATTIRANCE - cudowna pianka do mycia twarzy z miodem w składzie.



Oferta kosmetyków do pielęgnacji twarzy i jej oczyszczania jest ogromna. Osobiście nic nie widzę złego w samym mydełku - jeżeli tylko nie podrażnia skóry i nie przesusza jej nadmiernie.
Wydaje mi się jednak,że niestety dawno już minęły czasy gdy zwykłe drogeryjne mydło za nie więcej niż 2 zł doskonale sprawdzało się w tej roli a  wybór kosmetyku do mycia twarzy wbrew pozorom nie jest rzeczą prostą. Przynajmniej w moim przypadku.

Nie ukrywam lubię kosmetyki o naturalnym składzie - zarazem jednak takie, które dobrze spełniają swoje funkcje. Bo cóż mi po naturalnym składzie jeżeli kosmetyk nie spełnia swojej roli ? Nic.

I dziś właśnie o takim kosmetyku - o przyjemnym dla skóry składzie i który doskonale spełnia swoją myjąco-oczyszczającą rolę .


Kosmetyk jest łotewskiej produkcji a firma nosi wdzięczną nazwę Attirance - co po francusku oznacza czar/powab. I przyznaję pianka do mycia twarzy czaruje i uwodzi.

Nie wiem jak wy ale ja uwielbiam produkty do mycia w formie lekkiej pianki. Taką właśnie formułą uwiodła mnie całkiem niedawno Nivea, taką też piankę sprawiłam sobie do higieny intymnej.
No i taką piankę recenzuje dla Was dzisiaj.


Pianka mieści się w 150 mililitrowej, plastikowej butelce z wygodnym dozownikiem - wystarczy go lekko przycisnąć i wystarczająca ilość kosmetyku zostaje nam na dłoni.

Pachnie bardzo przyjemnie, słodkawo z migdałową nutą, ale nie dusząco. Zapach jest lekki i delikatnie otula nas w trakcie stosowania tejże pianki. 



Produkt jest przeznaczony do codziennego stosowania i nadaje się do pielęgnacji każdego typu cery.
Jest wzbogacony ekstraktami między innymi  z miodu, migdałów i papai.Miód chroni skórę przed utrata wilgoci, czyni ją gładką i miękką.Ekstrakt z migdałów jest z kolei bogaty w witaminy B2 i B3 - które nawilżają i chronią.Ekstrakt z papai intensywnie odżywia  i również pełni funkcję ochronną.

Formuła kosmetyku sprawia,że jest on niesamowicie wydajny, mam wrażenie że używam go i używam a jego nie ubywa - z czego oczywiście bardzo się cieszę, bo niestety cena jest dość zaporowa i pewnie nieprędko sobie go sprawię .





Pianka jest rewelacyjna! Doskonale usuwa wszystkie zabrudzenia łącznie z pozostałością po makijażu (trzeba tylko uważać na okolice oczu - bo szczypie). Delikatnie myje skórę jednocześnie nawilżając ją. Mimo okropnie twardej wody po jej użyciu nie odczuwam nieprzyjemnego ściągania skóry a jedynie co mi towarzyszy - to wspomniany przyjemny zapach.

Jedyny mankament to dostępność na rynku polskim - a raczej jego brak. No i cena. Ale za jakość warto czasem zapłacić więcej. 



Z tego co wyczytałam na stronie producenta to jej długotrwałe i systematyczne stosowanie zapewni mi młodzieńczy wygląd, zdrową i dobrze odżywioną cerę. I na taki właśnie efekt liczę !

piątek, 3 lutego 2017

Peeling enzymatyczny Arkana


Złuszczanie naskórka to proces naturalny o którym można w zasadzie powiedzieć,ze dzieję się sam.
Czasem jednak na skutek różnych przyczyn proces ten zachodzi zbyt wolno i potrzebne mu wsparcie z naszej strony w postaci peelingu - najczęściej mechanicznego lub enzymatycznego.

Akurat w moim przypadku świetnie sprawdzają się oba typy i lubię stosować je naprzemiennie.
Dziś bohaterem posta jest bardzo fajny peeling enzymatyczny polskiej firmy Arkana.



Kiedyś pisałam już posta na temat tego jak działa taki peeling, dlatego teraz tylko pokrótce przypomnę tylko czym się charakteryzuje i do jakiego typu cery jest wskazany :)


Peeling jest niezbędny jeżeli chcemy by nasza skóra wyglądała zdrowo i promiennie.
Pozbycie się martwego naskórka powoduje że każdy stosowany później zabieg pielęgnacyjny przynosi o wiele lepsze rezultaty i jest bardziej skuteczny.

Peeling mechaniczny działa na zasadzie tarcia - drobinki, które się w nim znajdują trą cerę usuwając martwy naskórek. Peeling enzymatyczny działa zgoła inaczej. Przede wszystkim nie ma w nim drobinek ścierajacych - które wrażliwą skórę mogą podrażniać a są roślinne enzymy, które działają samoczynnie i nie wymagają mechanicznego tarcia.


Został stworzony z myślą o osobach z cerą wrażliwą i naczynkową (enzymy nie podrażniają skóry) ale jest też wskazany dla osób o cerze tłustej ze skłonnością do wyprysków, gdzie peeling mechaniczny mógłby doprowadzić np do rozdrapania wyprysków.

Dawniej peelingi enzymatczne dostępne były głownie w salonach kosmetycznych. Teraz można je przygotować nawet w domu samemu - a dla leniwców takich jak ja w sukurs przychodzi właśnie Arkana, która nie dość ze ma swojej ofercie kosmetyki przeznaczone do gabinetów kosmetycznych to i wysoce skuteczne preparaty do stosowania samodzielnie w domu.

Peeling enzymatyczny tej firmy mam przyjemność stosować już od jakiegoś czasu.

Bardzo odpowiada mi jego formuła. Zamiennie stosowany z mechanicznym sprawia że moja cera promienieje.Zawarte w nim enzymy robią swoje!Oczyszczają, usuwają martwy naskórek i sprawiają, że moja skóra po jego użyciu wręcz wpija wszystkie preparaty odżywcze, które jej później serwuję.


Peeling jest banalnie prosty w użyciu. Ma przyjemną żelową konsystencję, bardzo ładnie pachnie !
Wystarczy nałożyć go na skórę na około 10 minut wmasować i zmyć. To wszystko. I to działa ! :)  
 
Mieści się w wygodnej i poręcznej tubce o pojemności 50 ml.


Nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez stosowania peelingów. Kiedyś zarzekałam sie ze mechanicznego peelingu z Naobay nie zamienię na żaden inny, ale znalazł się jego groźny konkurent.
Na szczęście świetnie współpracują ze sobą a efekty ich działania sa bardziej niż zadowalające :)